Wpisy archiwalne w kategorii

Wyprawa

Dystans całkowity:4575.90 km (w terenie 70.00 km; 1.53%)
Czas w ruchu:265:17
Średnia prędkość:17.18 km/h
Maksymalna prędkość:79.55 km/h
Suma podjazdów:17536 m
Suma kalorii:10779 kcal
Liczba aktywności:43
Średnio na aktywność:106.42 km i 6h 28m
Więcej statystyk

Polska Egzotyczna - Dzień 2 | Kiełpojcie - Bryzgiel

Wtorek, 9 czerwca 2015 · Komentarze(0)
Dzień drugi to wspaniałe pagórkowate rejony Suwalskiego PK. Około 50% trasy pokonujemy szutrami.
Wstajemy o 6:00 nad ranem jest mocno chłodno w nocy było poniżej 10oC i musiałem się do-ubierać. Generalnie cały dzień temp. oscyluje w okolicach 17-18oC, co chwile ubieramy lub ściągamy wiatrówki.
Po śniadaniu wyjeżdżamy na północ pod kolejny most w Kiełpojciach, nico mniejszy niż w Stańczykach i dalej zahaczamy o Puszczę Romnicką.

Puszczę zahaczamy ledwie od południowo wschodniej strony i dalej po kilkunastu kilometrach i po jeździe świetnymi szutrami dojeżdżamy nad j. Hańcza - najgłębsze w PL i na całym niżu środkowo-europejskim 108m.

Z Bachanowa kierujemy się na Wodziłki rewelacyjną szutrową drogą zjeżdżamy w dolinkę widoki są fantastyczne.

Na skraju doliny docieramy do Wodziłek, gdzie znajduje się molenna staroobrzędowców.

Wieś jest swoistym kawałkiem Rosji w Polsce. Starobrzędowcy odrzucili reformy wprowadzone przez cara i w wyniku prześladowań uciekli z Rosji na te tereny zakładając osadę Wodziłki.
Dalej przebijamy się szutrami i czarnym szlakiem pieszym do podnóża Góry Zamkowej. Szlak miejscami jest mocno zarośnięty, błotnisty lecz finalnie udaje nam się przedrzeć w stylu pionierów dziczy amazońskiej.

Wspinamy się na Górę Zamkową gdzie jesteśmy nagrodzeni serią fantastycznych widoków.

Na górze natykamy się na odkrywkę archeologiczną. Było tu cmentarzysko Jaćwingów i prowadzone są prace badawcze.
Dalej szutrami dojeżdżamy do szosy, chwilka asfaltem i zaraz po lewej mamy suwalska Fudżijamę - Cisową Górę.
Pagórek zdecydowanie dominuje nad okolicą a z jego szczytu można podziwiać widok na cały Suwalski Park Krajobrazowy.

Dalej ciągniemy do Smolników, która chwali się widokiem wykorzystanym w "Panu Tadeuszu". Co nas zaskakuje wejście na punkt widokowy jest płatne 2zł. Więc dziękujemy i jedziemy dalej. Robimy zakupy w miejscowym sklepie posilamy się i decydujemy, że jednak zajrzymy na punkt widokowy odżałowując po 2 zł. Jednak tym razem budka jest zamknięta i już nikogo nie ma ;-)
Widok przeciętny, jak się za chwile okaże wyjeżdżając ze Smolników szutrem na południe widok jest nieco ciekawszy.

W oddali na horyzoncie Suwalska Fudżijama, do której za chwile wrócimy.

Po drodze jeszcze jedno wzniesienie ze stokiem narciarskim. Atakujemy stromy podjazd pod górną stację narciarska ale w połowie pojazdu kończy się mi się tlen, zostawiamy rowery na poboczu i na górę udajemy się z butą biorąc ze sobą napoje energetyczne ;-)

Dalej mkniemy szutrami w kierunku jeziora Wigry. Szutry są jakoby świeże, bądź bardzo suche, miejscami mocno kopne, często występuję też tzw. "tarka". Przejazd nimi kosztuje mnie sporo energii co kończy się kryzysem, przez dobre kilkanaście km-ów jadę jedynie siłą woli, a z trasy niewiele pamiętam. Siły odzyskuje po postoju w Gielniewie gdzie robimy "przystanek na żądanie", jak się okazuje akurat w miejscu gdzie musimy zjechać ponownie na szuter. Po postoju i uzupełnieniu kalorii wraca wigor i jedziemy dalej kierując się do Wigierskiego PN. Jak Marcin mówi w kierunku dyrekcji musi być dobry szuter i faktycznie jest ;-)

Przebijamy się przez Park Narodowy i wyjeżdżamy u bram dyrekcji.
Dalej szosą z której zjeżdżamy w Starym Folwarku nad jezioro Wigierskie.

W oddali klasztor na półwyspie na jeziore Wigry.
Kontynuujemy objazd jeziora wjeżdżamy do Wigier by zobaczyć Pokamedulski Klasztor.
Kompleks jest ogromny ogrodzony wysokim murem. Zaglądamy również na dziedziniec.


Dalej szutrami wokół jeziora i tak docieramy do Bryzgla na pole namiotowe, trochę przydrogie, ale warunki są bardzo dobre. Trzy tarasy, my wybieramy najniższy, bo tam najmniej wieje. ;-)

Zwięczeniem dnia jest zachód słońca nad jeziorem Wigry.



Polska Egzotyczna - Dzień 1 | Ełk - Kiełpojcie

Poniedziałek, 8 czerwca 2015 · Komentarze(0)
Dzień pierwszy.
Porannym pociągiem o 6:21 wyjeżdżamy z Bydgoszczy do Ełku z przesiadką w Olsztynie.

W Ełku jesteśmy krótko przed 13:00, zajeżdżamy nad jezioro, oglądamy ruiny zamku na wyspie, robimy zakupy w miejscowym dyskoncie i tak schodzi nam dobra godzinka.
Z miasta przebijamy się na północ następnie odbijamy nieco na wschód kierując się na Olecko bocznymi drogami, niekiedy szutrowo-gruntowymi. Pojawiają sie pierwsze podjazdy, a im bardziej na północ tym robi się bardziej pagórkowato.
W Bakałażewie zainteresowały nas oznakowania szlaku umocnień pogranicza, zaglądamy nad jeden z bunkrów.

Mijamy polodowcowe jeziora rynnowe nad Rospudą i dobrymi szutrami szlakiem R68 kierujemy się do wiaduktów w Stańczykach.

Po drodze gubimy szlak i wyjeżdżamy na szosie od północnej strony wiaduktów, jednak żalu nie ma, bo wspaniałe widoki wszystko wynagradzają.

Nad wiadukty docieramy najpierw przez las od strony północnej, lecz wszystko jest szczelnie otoczone siatką i zadrutowane z każdej strony, na drugą stronę przejść nie można, więc trzeba wrócić do szosy i objechać. Dojeżdżamy od drugiej strony, ale wszystko jest pozamykane na 4 spusty. Typowy kapitalizm w polskim wydaniu.
Robi się późno więc rozglądamy się na miejscówką na nocleg, w pobliżu jest jeziorko Dobellus, jednak nachylenie na brzegu dość strome, jedziemy dalej i zatrzymujemy się kilka kilometrów dalej nad j. Przerośl w Kiełpojciach.

Bory Tucholskie - Dzień 3

Piątek, 1 sierpnia 2014 · Komentarze(0)
Woziwoda - Wielka Komorza - Kiełpin - Tuchola PKP -> Bydgoszcz

Poranek długi i leniwy, po wczorajszych ponad 50 km-ach pada decyzja o dojeździe do Tucholi i ewentualnym pokręceniu się tam.
Śniadanie, suszenie namiotu, składanie i znowu w trasę ruszamy krótko przed 12:00, mamy 4h do pociągu, w Tucholi jesteśmy po 40 min, kręcimy się po okolicy, podziwiamy domy wybudowane na murach, starówkę, park.
Koło 14:00 zajeżdżamy ba obiad, po obiedzie na Rynku siadamy pod parasolami na piwie. Na ulicy obok staje policja. Zastanawiam się, czy przypadkiem nie dybią na nas ..., więc ostatni kilometr do dworca na wszelki wypadek prowadzimy rowery.

Bardzo udany wypad małżeński myślę, że trochę udało mi się zarazić żonkę takimi podróżami ;-), a taki właśnie był cel.

Bory Tucholskie - Dzień 2

Czwartek, 31 lipca 2014 · Komentarze(2)
Płęsno - Drzewicz - Czernica - Mylof - Giełdoń - Mylof - Rytel - (niebieski + czarny rowerowy) Fojutowo - Woziwoda

Dzień drugi od rana jest pochmurny, chwilę po wyjściu z namiotu, gdy szykujemy śniadanie zaczyna padać. Chowamy się do namiotu aby przeczekać deszczyk. Po kwadransie ponownie siadamy do śniadania. Pakowanie, wytarcie tropiku, układanie w sakwach i wyruszamy dopiero po 12:00.
Zakaz jazdy rowerem zmusza nas do jazdy leśną szutrową Kaszubską Marszrutą, jest kilka stromych podjazdów, na jednym żonka podprowadza rower, ale zaraz za Drzewiczem zjeżdżamy na boczną asfaltową drogę w kierunku zapory w Mylofie i tutaj profil trasy jest już zdecydowanie przyjazny.

Po drodze przystanek w przydrożnym sklepo-barze gdzie bierzemy po Amberze naturalnym na lepsze kręcenie. ;)
Za Giełdoniem robimy przystanek przy wiacie parkingowej, gdzie urządzamy sobie obiadek. Odgrzewamy pulpety w sosie, ja dodatkowo zajadam zupkę chińską.
W Mylofie kawka i ciastko i ruszamy dalej w kierunku Rytla. Dalej jedziemy wzdłuż Wielkiego Kanały Brdy, odbijamy z asfaltu na niebieski rowerowy szlak Brdy i dalej na czarny, który ma nas doprowadzić do akweduktu w Fojutowie.
Czarny szlak okazuje się piaszczysty, co zdecydowanie nie podoba się żonce.
- nie można dojechać asfaltem?
- no niestety, nie można.
:-)
Po dotarciu do celu i wjechaniu na twardą nawierzchnie nieco poprawia się humor. Jedziemy do Woziwody na kolejne miejsce noclegu w przystani kajakowej. Robimy zakupy w sklepie w Legbądzie, po wyjściu orientuje się, że wydaliśmy prawie całą gotówkę i wracam oddać parę piwek, aby odzyskać 10zł jakich brakowało na opłacenie pola. ;P
Jednak 200m dalej jest kolejny sklep, jak się okazuje można płacić kartą, więc kupujemy ponownie te 4 piwa :D
Ostatnie km-y robią się niebezpieczne z uwagi na naprawiany właśnie asfalt metodą smoły i grysu, który sypie się na nas gdy tylko mija nas z naprzeciwka samochód. Staramy się jechać obok siebie tak aby żonka mogła się nieco za mną schować przed kamykami grysu. Na miejsce lądujemy tuż po 19:00, na polu jest grupa kajakarzy, więc rozbijamy się z drugiej strony w zacisznym miejscu przy wiacie.

Bory Tucholskie - Dzień 1

Środa, 30 lipca 2014 · Komentarze(1)
Bydgoszcz PKP -> Chojnice - Charzykowy - Funka - Małe Swornegacie - Chociński Młyn - Swornegacie - Płęsno

Sakwowy wypad w Bory z żonsią ;-)
Po dojeździe PKP do Chojnic udajemy się na obiad do miejscowej "Papudajnii" zupa + drugie za 9,99 ;).
Z Chojnic kręcimy przez Charzykowy na północ w kierunku Płęsna, gdzie planujemy zanocować na Agrokempingu.

Kaszubska Marszruta szybko nas zniechęca i zjeżdżamy na asfalt. Pomimo braku zakazu jazdy kierowcy "nauczyciele" trąbią na nas, uspokajam żonsię, aby przyjąć postawę "mam wyje..ne" i spokojnie jechać. Całą trasę jest upalnie ponad 30oC upał męczy i dokucza ból głowy, który nasila się przy każdym podjeździe. Podziwiając widoki docieramy do Swornegacie, gdzie robimy zakupy na wieczór i leśną piaszczystą drogą przebijamy się do Agrokempingu na nocleg. Biria obuta w 29x2.10 świetnie daje radę mimo sporego bagażu z tyłu, żonkowe 28x1.60 radzą sobie zdecydowanie gorzej, jednak to tylko 2km i szybko docieramy na miejsce.

Kaszuby - Dzień 4

Wtorek, 17 czerwca 2014 · Komentarze(2)
Kategoria Wyprawa
Dość późno zasnąłem ubiegłej nocy, bo pod namiot przypałętały się dwa koty i jęczały dość długo nie pozwalając mi zasnąć. Obudziłem gdy było już jasno, spojrzałem na godzinę, było jeszcze przed 5:00, więc przekręciłem się na drugi bok i udało mi się przespać jeszcze jedną godzinę.
Wstałem krótko przed 6:00 ściągnąłem tropik z namiotu do wysuszenia i zabrałem się za śniadanie. Plany na dziś to pobliska elektrownia wodna, Zamek Krzyżacki w Bytowie, Zaborski PK oraz ścisły rezerwat Borów Tucholskich.

Po śniadaniu i wyschnięciu namiotu pakuję się i ruszam w kierunku elektrowni wodnej Gałąźnia Mała, określanej mianem "Zamek na wodzie".

Po wizycie przy elektrowni jadę pokręcić się jeszcze po Dolinie Słupi i przez Kołczygłowy obieram kierunek na Bytów dość ruchliwą drogą wojewódzką. Po drodze zainteresowany przystaję przy starym młynie gdzie na wjeździe wkopano betonowe żarna.
Przed południem docieram do Bytowa, zaglądam na rynek oraz na dziedziniec zamku.

Opuszczam Bytów drogą na Chojnice i zaraz za Bytowem odbijam w świetnie wyremontowaną drogę na Studzienice, w których zatrzymuję się na dłuży food-stop.

Kolejne kilometry to leśne ostępy Zaborskiego Parku Krajobrazowego i rezerwatu Wielki Sandr Brdy. Napotykam tabliczki informacyjne Kaszebe Runda oraz zielone strzałki kierunkowe na asfalcie. Trasa kilkukrotnie "nagumowana oponami Focusa". ;)
Przegapiam skręt i wjeżdżając do Leśna zdaje sobie sprawę, że popełniłem błąd w nawigacji. Cofam się, i na najbliższym skrzyżowaniu skręcam w szutrową drogę na Parzyn.
Przed Laską jest dość stromy zjazd, na asfalcie ostrzegają wymalowane na zielono napisy Hamuj! oraz strzałka sugerująca 90o zakręt. Faktycznie w połowie zjazdu szosa gwałtownie skręca przed barierką za która jest skarpa, a w dole płynie rzeka. Ostrzeżenie w tym miejscu jest jak najbardziej słuszne. W Lasce zatrzymuję się na posiłek i kawę.

Ruszam dalej dość kiepskim asfaltem w kierunku Borów Tucholskich, zastanawiając się jak cierpieć muszą tutaj uczestnicy Kaszebe Runda jadący na szosówkach.
Dojeżdżam do drogi wojewódzkiej Brusy-Konarzyny i tutaj zakaz jazdy rowerem zmusza mnie do jazdy fragmentem Kaszubskiej Marszruty, który jest odcinkiem totalnie w stylu XC, przebijając pod tym względem wszystkie inne, którymi do tej pory jechałem. Momentami aż nie dowierzam, że wybudowano DDR o tak stromych zjazdach. Większość z nich pokonuje się z rozpędu, ale o rytmie jazdy nie ma mowy.

Tutaj rower rozpędza się sam do prawie 40km/h by za chwile zwolnić do 10km/h.
Nie chcę być malkontentem, ale ponownie wybrałbym tutaj szosę, na której znak zakazu jazdy rowerem oznacza dla mnie "spadaj do lasu, zrobiliśmy Ci ścieżkę więc nie chcemy Cie widzieć ulicy"
Jak rozumiem uczestników Kaszebe Runda jadących tędy znak zakazu nie obowiązuje i mogą śmigać szosą? Czyli jak to w Polsce bywa prawo stosuje się wybiórczo. Strasznie mnie to drażni.

Kawałek dalej wjeżdżam do rezerwatu Bory Tucholskie, który nie robi na mnie większego wrażenia, ot las jakich wiele. Pewnie jest unikalny ze względu na gatunki roślin czy zwierząt, lecz na pierwszy rzut oka nie zadziwia w żaden specjalny sposób.
Mimo, że planowałem jeszcze jeden nocleg gdzieś w okolicy i powrót następnego dnia na kołach do Bydgoszczy, to po 4 dniach i ponad 600km tyłek już mnie tak piecze, że postanawiam zabrać się z Chojnic do domu pociągiem.

Podsumowanie:
Cała trasa 650,57 km
Całkowita ilość pokonanych przewyższeń wg gpsies.com: 5,464m
Kaszuby przejechane od południa aż po morze, trasa przepiękna krajobrazowo.

Kaszubskie Foty

Cała trasa:

Kaszuby - Dzień 3

Poniedziałek, 16 czerwca 2014 · Komentarze(0)
Kategoria Wyprawa
Nocne rozmowy poprzedniego dnia skończyliśmy około 1:00. Pobudka przed 6:00 i wspólna poranna kawa. Już po przebudzeniu czułem, że nie wypocząłem wystarczająco i towarzyszy mi charakterystyczne zamulenie. Wszystko wokół mnie działo się niejako w zwolnionym tempie. W okolicach 8:00 udało mi się wyruszyć.

Zajechałem na chwilę nad morze posiedziałem dobre 15min wpatrując się fale po czym zebrałem się i ruszyłem, najpierw nad Piaśnicę, będącą przedwojenną granicą II RP, a następnie z powrotem wgłąb lądu do Krokowej i dalej do Wejherowa.
Dziś planach mam powrót do Kaszubskiego PK oraz odbicie w kierunku PK Doliny Słupi.
Jedzie mi się wyraźnie opornie, o ile nogi kręcą bez przeszkód to reszta ciała najchętniej wróciłaby do łóżka. Już po 10km zatrzymuję się na Orlenie na kawie i hotdogu. Niewiele to daje, więc kręcę dalej do Krokowej. Tutaj zatrzymuję przy zamku i zasiadam na ławce w cieniu na dobre 45min, aby dojść do siebie. Odpoczynek wyraźnie postawił mnie na nogi i pozwolił się dobudzić, ruszam więc dalej do Wejherowa, gdzie oglądam Pałac Przebendowskich i Keyserlingków. W przypałacowym parku konsumuję drugie śniadanie zakupione w tutejszym Lidlu. Czując się już wyraźnie lepiej ruszam dalej mierzyć się z kolejnymi podjazdami, które od tej pory towarzyszyć mi będą praktycznie aż do końca dnia. Z Wejherowa wyjeżdżam na Linię długim dość stromym podjazdem, mijam rowerzystów prowadzących mozolnie rowery poboczem. Faktycznie jest stromo, ale po 2 dniach już przywykłem, że jak złapię równe tempo to podjeżdża się całkiem gładko.
Po kolejnym solidnym podjeździe na wzniesieniu rozpościera się piękna panorama na doliny rzeki Redy i Łeby.

Kolejne kilometry mijają i wjeżdżam ponownie do Kaszubskiego Parku Krajobrazowego. Poprzedniego dnia jechałem Kaszubską Drogą, tym razem przejadę Szlakiem Kaszubskim po przeciwnej stronie rynny jezior.

Kolejne kilka godzin napawam oczy bajecznymi widokami Szwajcarii Kaszubskiej i popołudniu dojeżdżam do wsi Węsiory, w pobliżu której mieszczą się kolejne kamienne kręgi.
Te są nieogrodzone i dużo lepiej eksponowane niż te w Odrach.

Po objechaniu i naładowaniu się "mocą" ruszam dalej w kierunku Bytowa i dalej do Doliny Słupi.
Miałem nadzieje, że pofałdowanie terenu trochę odpuści, jednak szybko okazuje się jak płonne nadzieje to były, gdy widzę mocno pagórkowatą panoramę rozpościerającą się w kierunku Bytowa.
Po drodze mijam Rynnę Sulęczyńską na rzece Słupi, która jest gratką dla kajakarzy z uwagi na wartki nurt rzeki w tym rejonie. Charakter tego odcinka jest typowy dla górskiego potoku i stanowi unikat w północnej części Polski.

Po drodze zahaczam o Bytów gdzie uzupełniam zapasy w dyskoncie i kieruję się w miejsce planowanego noclegu na przystani kajakowej w Gałąźni Małej, w drodze mijam nadrzeczne łąki, lasy oraz pagórki. Zauważam tu sporo mniejszą gęstość zabudowy w porównaniu z poprzednio przebytymi terenami.

Na miejsce docieram około 21:00 i rozkładam się do kolacji, szukam dogodnego miejsca aby rozbić namiot.
Kiedy czekam aż zaparzy się zupka, postanawiam zadzwonić i zameldować się w domu. Jednak tel. nie ma zasięgu, no tak wjechałem w dolinę. Idę na most, bez zmian, wracam biorę rower i jadę kawałek dalej tak, aby widzieć swoje obozowisko, ale i to zdaje się na nic. Zasięgu dalej nie ma. Wracam dojadam zupkę i zwijam cały dobytek i pakuję na rower z zamiarem jechania tak daleko jak będzie to konieczne. Po solidnym podjeździe za jakieś 2-3km od miejsca gdzie się zatrzymałem telefon łapie zasięg. Dostaję SMS z informacją "numer +48... próbował się połączyć 7 razy" oddzwaniam, informuję, że u mnie wszystko OK i że miejscu gdzie się zatrzymam nie będę miał zasięgu więc odwezwę się jutro jak ruszę dalej w drogę.
Wracam na przystań, gdzie ponownie wszystko rozpakowuję, a dzień wieńczę Budweisserem.

Kaszubskie Foty

Kaszuby - Dzień 2

Niedziela, 15 czerwca 2014 · Komentarze(0)
Kategoria Wyprawa
Budzę się jeszcze przed 5:00 rano, jest już jasno. Mimo tego, że nastawiłem budzik na 6:30 wiem, że to koniec spania. Wstaję, poranna toaleta i śniadanie przed domem. Jeszcze przed 6:00 rano jestem już w drodze. Dziś w planach jest Wdzydzki Park Krajobrazowy oraz Kaszubski PK, czyli 'gwóźdź programu'.
Pierwsza atrakcja na mojej liście to kamienne kręgi w Odrach. Po wyjeździe z Wiela orientuję się, że zamiast wyjechać na Karsin wyjechałem na Wdzydze, jednak nie wracam tylko w kolejnej miejscowości odbijam na Karsin szutrem. Po wcześniejszym szosowym podjeździe teraz czeka mnie szutrowy zjazd, podczas którego w sakwie miarowo dzwoni rondel.
Docieram do Karsina, mijam drewniany kościółek i po wyjeździe widzę drogowskaz na "Kamienne Kręgi" jednak ze SV(StreetView) kojarzę, że kawałek dalej była lepsza szutrowa droga. Jadę dalej i zgodnie z kolejnym drogowskazem widzianym na SV zjeżdżam z szosy do lasu. po 1-2km skręt w lewo i morze piachu. Jak mawia Jarek "piachy po pachy" tak więc przez kolejne 20min przepycham rower brodząc po "plaży". W końcu jestem na miejscu i przyglądam się tablicy na której widzę, że w niedziele czynne od 11:00, a jest jeszcze przed 7:00!

Czekać 4h nie ma mowy, pocałować klamkę, a właściwie kłódkę trochę szkoda. Rozglądam się chwilę i decyduję, że przeskoczę bramę odwiedzając to miejsce tak jak zamierzałem. ;)
Nieco pośpiesznie podziwiam kręgi, czytam tablice, robię fotki i po zatoczeniu rundy przeskakuję z powrotem za ogrodzenie, dosiadam rumaka i już mnie nie ma.
Po kolejnych kilkunastu km zjeżdżam w las ocenić miejsce biwakowe nad jeziorem, gdzie zamierzałem zatrzymać się na nocleg. Troszkę kiepsko, bo nie ma żadnych stołów, w zasadzie nie ma nic.
W Gołuniu zatrzymuję się w miejscu postoju (coś ala parking leśny) na food-stop. Odgrzewam fasolkę, robię kawę, dłuższą chwilę rozmawiam z żonką zdając relacje po czym ruszam dalej do Wdzydz.
We Wdzydzach zatrzymuję się w Muzeum Etnograficznym, które okazuje się być najciekawszą atrakcją muzealną na mojej trasie. Dwa wiatraki, mnóstwo chałup, kościółki, dworki, wszystko przeniesione w to jedno miejsce i ocalone przed podpadnięciem w ruinę i zapomnieniem. Historyczna wizytówka Kaszub zebrana w jednym miejscu.
Kolejny przystanek na trasie to Kościerzyna, tam zajeżdżam do "Papudajni", gdzie zajadam się pyszną zupą cebulową oraz plackiem cygańskim, lub jak kto woli po węgiersku, za jedyne 9.99! Czy w tym mieście ktokolwiek jeszcze gotuje w domu? ;)
Po tak solidnym posiłku, ruszam dalej do Szymbarku. Całą drogę towarzyszą mi podjazdy i zjazdy i tak jest jest cały czas, droga co chwile prowadzi to w górę to na dół, z przewagą w górę, jak się okazuje są to okolice Wieżycy, czyli najwyższego szczytu Kaszub.
Docieram do Parku Edukacyjnego w Szymbarku, gdzie największe wrażenie robi na mnie rekonstrukcja syberyjskiego łagru, jaki znam z opowieści babci, która była jedną z 2mln polskich "Sybiraków". Nie mniejsze wrażenie robi stojąca obok lokomotywa z wagonami w których są prycze. Takimi pociągami wywożono ludzi na Sybir. Po wejściu do wagonu przechodzi mnie dreszcz emocji, a serce ściska współczucie i żal.
Zgodnie z oznaczeniami idę dalej, przed wejściem do bunkra zbiera się spora grupa ludzi, odpuszczam i idę dalej, nie chce tu utknąć czekając w kolejce do wyjścia. Kolejna atrakcja to dom do góry nogami, gdzie podłogi są nachylone względem poziomu, a ściany i futryny względem pionu. Po wejściu do środka mózg dostaje sprzeczne sygnały ze wzroku oraz z błędnika, mija chwila zanim się przyzwyczajam i orientuję, że muszę się skupić nie na tym co widzę, tylko na tym co czuję pod stopami i równowadze. Ludzie wewnątrz chodzą trzymając się ścian :D, mi udaję się w miarę normalnie chodzić.
Zaglądam też do miejscowego browaru i biorę zestaw degustacyjny, aby spróbować lokalnych piw rzemieślniczych.
Staje przede mną deska z małymi kufelkami z ciemnym, pszenicznym, ciemnym miodowym, lagerem oraz pilsem. Zdecydowanie do gustu przypada mi podwójnie chmielony pils, niewiele mniej dobry jest świeży lager.

Kupuję po butelce właśnie tych które najbardziej przypadły mi do gustu i ruszam dalej w drogę.
Wracam do Szymbarku i zjeżdżam w dół do Kaszubskiej Drogi, bardzo urokliwego odcinka pod względem krajobrazowym prowadzącym w pobliżu jezior. Droga ponownie to pnie się górę by za chwilę prowadzić w dół, kolejne podjazdy wynagradzają widoki na zbocza na których stoją porozsiewane domy. To właśnie Szwajcaria Kaszubska.

Robi się późno, a ja muszę jeszcze dziś dojechać nad morze. Umówiłem się z dobrymi znajomymi z Dębek, że zanocuję u nich. Tak więc aby zostało jeszcze trochę czasu na pogaduchy odpuszczam sobie Kartuzy i cisnę prosto na północ.
Po drodze nieustanne podjazdy i zjazdy, długi zjazd do Luzina w dolinę rz. Redy za jakiś czas 10% podjazd pod Gniewino, tutaj muszę użyć najmniejszej zębaki z przodu i przedostatniej największej z tyłu (26x30).
Dojeżdżam do wieży widokowej Kaszubskie OKO, zjeżdżam stromym zjazdem do elektrowni szczytowo-pompowej w Żarnowcu gdzie osiągam ponad 60km/h miejscami dohamowując.

Dalej jazda wzdłuż jeziora Żarnowieckiego, nad którym rozgrywa się piękny spektakl zachodzącego słońca, wieńczący cały dzień jazdy i prawie 200km trasę tego dnia.
Jeszcze jeden podjazd do Żarnowca i zjazd przed przez Odargowo do Dębek.

Kaszubskie foty

Kaszuby - Dzień 1

Sobota, 14 czerwca 2014 · Komentarze(2)
Kategoria Wyprawa
Od rana opornie i leniwie się zbieram ze wszystkim szykując do wyjazdu, co skutkuje tym, że wyruszam dopiero przed 9:00.
Na ten dzień w planach jest przejechanie Szlaku Brdy oraz zahaczenie o Tucholski Park Krajobrazowy.
Biria osakwowana
Biria osakwowana © alex

Poranek zapowiada się znakomicie, nie ma jeszcze 9:00 a już jest 20oC, jednak prognozy zapowiadają północny wiatr, czyli w-morde-wind oraz temperatury znacznie niższe niż ta obserwowana rano na termometrze.
Dobrze znaną mi trasą jadę w okolice Świekatowa, aby tam wskoczyć na szlak Brdy, którego będę się trzymał aż do Męcikału.
Minąwszy Małe Łąkie zatrzymuję się na chwilę na poboczu, aby ubrać wiatrówkę, gdyż robi mi się wyraźnie chłodno, w tym momencie mija mnie 3 bikerów pozdrawiając. Po chwili ruszam i dojeżdżam do nich specjalnie nie goniąc. Jedziemy razem rozmawiając aż do skrętu na prom w Wielonku, gdzie zatrzymujemy się na chwilę pod wiatą przystanku, gdyż wisząca nad nami chmura zwiastuje deszcz. Spada dosłownie kilka kropel, więc ruszamy dalej. Mariusz z kolegami odbija w lewo na prom, ja jadę dalej prosto zgodnie z biegiem szlaku Brdy.
Docieram do przystani kajakowej nad Brdą w okolicach leśnictwa Świt. Tutaj zatrzymuję się na popas, odgrzewam żurek i robię kawę.
Po 30min dalej w drogę. Kręcę się trochę po Tucholi oglądając rynek i małe wąskie uliczki starego miasta, które na mapie wyraźnie zaznaczają jego historyczny obręb. W mieście nie mogę odnaleźć oznaczenia szlaku, więc wyjeżdżam trochę na czuja i zaskakuje mnie szutrowy miejscami dość piaszczysty odcinek. Dojeżdżam do szosy prowadzącej to Tlenia i po kilku km odbijam zgodnie ze szlakiem w lewo w niezłą szutrową drogę, na której łączą swój bieg 4 różne szlaki rowerowe, jadę tędy aż do szosy Tuchola-Czersk.
Za skrzyżowaniem znowu pojawia się asfalt, po kilkuset metrach robi się nieprzyjemnie zimno, spoglądam na termometr i jest ledwie 12oC w dodatku ciągle wiejący wiatr potęguje odczucie zimna. Zatrzymuję się i wygrzebuje z sakwy dodatkową koszulkę i ocieplaną bluzę z długim rękawem które ubieram.

Kręcąc dalej podziwiam uroki przyrody w bezpośrednim sąsiedztwie Brdy. Kolejny przystanek robię w Mylofie, oglądam zaporę i zatrzymuję się na kolejnej przystani kajakowej pod wiatą. Trochę przemarzłem, więc przychodzi mi ochota na barszcz, nastawiam wodę w międzyczasie przyglądając się mapie. Studiując dłuższa chwilę mapę zaglądam do rondla, bo wrzątek powinien już dochodzić, ale nie widać aby woda miała ochotę się gotować. Zamaczam łyżeczkę i woda jest ledwo letnia. Jest tak chłodno i wieje, że palnik nie daje rady zagrzać wody, rozkręcam gaz na max, ale i to niewiele daje. Dopiero osłonięcie palnika od wiatru pozwala w miarę zagrzać wodę. Ruszając dalej zdaję sobie sprawę, że robi się późno jest już 18:00 a ja chciałem jeszcze tego dnia zaliczyć kamienne kręgi w Odrach i dojechać w okolice Wdzydz Kiszewskich.
Dojeżdżam do drogi wojewódzkiej na Brusy i okrywam, że obok biegnie DDR "Kaszubska Marszruta" oczywiście entuzjastycznie wjeżdżam na nią, lecz już po kilkuset metrach odkrywam jak nieprzyjazna jest dla obładowanego sakwiarza. Pomijam szutrową nawierzchnię, którą jest przyzwoita i wystarczająca dla opon 1,5calowych, jednak największy mankament stanowi to, że ścieżka biegnie jakieś 10-15 metrów od szosy przez las, więc biegnie przez wszystkie napotkane leśne muldy. Obok szosa ma łagodny profil i nawet gdy jest podjazd to można na nim złapać rytm, tutaj na leśnej ścieżce non stop jest rwanie góra 10km/h następnie w dół ponad 30km/h i tak w kółko jak na torze do 4X (four-cross). Na jezdni stoi zakaz jazdy rowerem, więc męczę się tak aż do Brus. Gdyby zakazu nie było ponad wszelką wątpliwość jechałbym szosą.
Przelatuję przez Brusy uzupełniając zapasy wody w miejscowym dyskoncie oraz robię jedynie fotkę miejscowego kościoła nie mając już czasu na pokręcenie się po miasteczku. Dojeżdżam do Wiela chwilę oglądam i focę kościół, jadę nad jezioro dojeżdżam do Kalwarii Wielewskiej, jednak znak zakazu jazdy rowerem skutecznie mnie zniechęca i zastanawiam się nad noclegiem. W okolice Wdzydzów już wiem, że przed zmrokiem nie dojadę, ponadto musiałbym ominąć wtedy kręgi w Odrach, a to przecież jedno z ciekawszych miejsc na mojej trasie. Najlepszym rozwiązaniem byłby nocleg właśnie tutaj, zaczynam kojarzyć, że na mapie przy kościele były oznaczone kwatery agroturystyczne i jedna z nich powinna być zaraz po prawej stronie na Białej Górze.
Zaraz za wyjazdem z Wiela skręcam za drogowskazem Biała Góra i trafiam do gospodarstwa "Pod Modrzewiami" gospodarz akurat kręci się po podwórzu, zagaduję i pytam o nocleg. Gospodarz trochę zaskoczony mówi, że owszem oferują nocleg, ale w tej chwili nie jest nic przygotowane, mówię że dla mnie to żaden problem, mam śpiwór więc nie potrzebuję żadnej pościeli itd. Gospodarz wyraźnie zadowolony pokazuje mi pokój i na pytanie ile za nocleg odpowiada 25zł. W tym momencie przypomina mi się relacja Przemka i cena w stanicy wodnej we Wdzydzach: 15zł za pole namiotowe i 6zł za prysznic 5min. Wniosek - nieźle trafiłem!

Kaszubskie foty

Dzień 4 – Powrót do punktu wyjścia.

Niedziela, 18 sierpnia 2013 · Komentarze(5)
Kategoria 100-150, Wyprawa
Nowy Most – Ukta – Wojnowo - Zgon – Stare Kiełbonki – Babięta – Powałczyn – Miętkie – Orzyny – Dźwierzuty – Rusek Mały – Rusek Wielki – Giławy – Prejłowo – Patryki – Klebark – Olsztyn -> PKP Bydgoszcz

Pobudka świtem, gdy słońce jeszcze zza lasu dobrze wychylić się nie zdążyło. Droga na 100 km długa przede mną, a kolej żelazna nie zwykła czekać na maruderów. Elektrowóz równo 14:24 w drogę ruszać będzie. Szybko zwijam obozowisko w tym od rosy mokry namiot. Po drodze jeszcze jedynie cerkiew i klasztor starowierców nawiedzam. Dalej to już krajowy gościniec 58 do Szczytna, z którego w Powałczynie odbijam na czarny szlak prowadzący jak się okazuje wprost do grodu Olsztyn nad Łyną leżącego gdzie ma podróż dobiega końca.

PODSUMOWANIE

Dystans całkowity: 424,23 km


Warmia i Mazury jawią mi się jako kraina pięknych widoków, miejsce tętniące historią wielu narodów. Na każdym kroku przyszło mi spotykać serdecznych ludzi, którym dziękuję za cenne wskazówki w drodze, za uśmiech i życzliwość. Szczególnie dziękuję Waldkowi, który bez ogródek przyjął mnie pod swój dach.
Również wielkie dzięki dla Keto za użyczenie palnika dla Jarmik za mapę z zaznaczonymi campingami oraz dla KarolXII za szczere chęci towarzyszenia, ale niestety nie udało mu się zorganizować urlopu w pracy co rozumiem.

Co do formy w jakiej przeprowadziłem relację z mojej mazurskiej eskapady to jest ona inspirowana A. Sapkowskim i sagą o Wiedźminie w której się ostatnio zaczytuje, a ponieważ miecze zbroje, zamki jak i wojny są zarówno w sadze jak i pozostawiły wiele śladów na Warmii i Mazurach pomyślałem, że ciekawie będzie przyjąć taki styl i język relacjonując wyprawę ;-). Mam tylko nadzieję, że Waszmości zbytnio tym nie umęczyłem.

MAZURSKIE FOTY