Bory Tucholskie - Dzień 2
Czwartek, 31 lipca 2014
· Komentarze(2)
Kategoria Rodzinnie, W towarzystwie, Wyprawa
Płęsno - Drzewicz - Czernica - Mylof - Giełdoń - Mylof - Rytel - (niebieski + czarny rowerowy) Fojutowo - Woziwoda
Dzień drugi od rana jest pochmurny, chwilę po wyjściu z namiotu, gdy szykujemy śniadanie zaczyna padać. Chowamy się do namiotu aby przeczekać deszczyk. Po kwadransie ponownie siadamy do śniadania. Pakowanie, wytarcie tropiku, układanie w sakwach i wyruszamy dopiero po 12:00.
Zakaz jazdy rowerem zmusza nas do jazdy leśną szutrową Kaszubską Marszrutą, jest kilka stromych podjazdów, na jednym żonka podprowadza rower, ale zaraz za Drzewiczem zjeżdżamy na boczną asfaltową drogę w kierunku zapory w Mylofie i tutaj profil trasy jest już zdecydowanie przyjazny.
Po drodze przystanek w przydrożnym sklepo-barze gdzie bierzemy po Amberze naturalnym na lepsze kręcenie. ;)
Za Giełdoniem robimy przystanek przy wiacie parkingowej, gdzie urządzamy sobie obiadek. Odgrzewamy pulpety w sosie, ja dodatkowo zajadam zupkę chińską.
W Mylofie kawka i ciastko i ruszamy dalej w kierunku Rytla. Dalej jedziemy wzdłuż Wielkiego Kanały Brdy, odbijamy z asfaltu na niebieski rowerowy szlak Brdy i dalej na czarny, który ma nas doprowadzić do akweduktu w Fojutowie.
Czarny szlak okazuje się piaszczysty, co zdecydowanie nie podoba się żonce.
- nie można dojechać asfaltem?
- no niestety, nie można.
:-)
Po dotarciu do celu i wjechaniu na twardą nawierzchnie nieco poprawia się humor. Jedziemy do Woziwody na kolejne miejsce noclegu w przystani kajakowej. Robimy zakupy w sklepie w Legbądzie, po wyjściu orientuje się, że wydaliśmy prawie całą gotówkę i wracam oddać parę piwek, aby odzyskać 10zł jakich brakowało na opłacenie pola. ;P
Jednak 200m dalej jest kolejny sklep, jak się okazuje można płacić kartą, więc kupujemy ponownie te 4 piwa :D
Ostatnie km-y robią się niebezpieczne z uwagi na naprawiany właśnie asfalt metodą smoły i grysu, który sypie się na nas gdy tylko mija nas z naprzeciwka samochód. Staramy się jechać obok siebie tak aby żonka mogła się nieco za mną schować przed kamykami grysu. Na miejsce lądujemy tuż po 19:00, na polu jest grupa kajakarzy, więc rozbijamy się z drugiej strony w zacisznym miejscu przy wiacie.
Dzień drugi od rana jest pochmurny, chwilę po wyjściu z namiotu, gdy szykujemy śniadanie zaczyna padać. Chowamy się do namiotu aby przeczekać deszczyk. Po kwadransie ponownie siadamy do śniadania. Pakowanie, wytarcie tropiku, układanie w sakwach i wyruszamy dopiero po 12:00.
Zakaz jazdy rowerem zmusza nas do jazdy leśną szutrową Kaszubską Marszrutą, jest kilka stromych podjazdów, na jednym żonka podprowadza rower, ale zaraz za Drzewiczem zjeżdżamy na boczną asfaltową drogę w kierunku zapory w Mylofie i tutaj profil trasy jest już zdecydowanie przyjazny.
Po drodze przystanek w przydrożnym sklepo-barze gdzie bierzemy po Amberze naturalnym na lepsze kręcenie. ;)
Za Giełdoniem robimy przystanek przy wiacie parkingowej, gdzie urządzamy sobie obiadek. Odgrzewamy pulpety w sosie, ja dodatkowo zajadam zupkę chińską.
W Mylofie kawka i ciastko i ruszamy dalej w kierunku Rytla. Dalej jedziemy wzdłuż Wielkiego Kanały Brdy, odbijamy z asfaltu na niebieski rowerowy szlak Brdy i dalej na czarny, który ma nas doprowadzić do akweduktu w Fojutowie.
Czarny szlak okazuje się piaszczysty, co zdecydowanie nie podoba się żonce.
- nie można dojechać asfaltem?
- no niestety, nie można.
:-)
Po dotarciu do celu i wjechaniu na twardą nawierzchnie nieco poprawia się humor. Jedziemy do Woziwody na kolejne miejsce noclegu w przystani kajakowej. Robimy zakupy w sklepie w Legbądzie, po wyjściu orientuje się, że wydaliśmy prawie całą gotówkę i wracam oddać parę piwek, aby odzyskać 10zł jakich brakowało na opłacenie pola. ;P
Jednak 200m dalej jest kolejny sklep, jak się okazuje można płacić kartą, więc kupujemy ponownie te 4 piwa :D
Ostatnie km-y robią się niebezpieczne z uwagi na naprawiany właśnie asfalt metodą smoły i grysu, który sypie się na nas gdy tylko mija nas z naprzeciwka samochód. Staramy się jechać obok siebie tak aby żonka mogła się nieco za mną schować przed kamykami grysu. Na miejsce lądujemy tuż po 19:00, na polu jest grupa kajakarzy, więc rozbijamy się z drugiej strony w zacisznym miejscu przy wiacie.