Powrót do domu. W planie mam dojazd do Piły i jeśli samopoczucie i kondycja pozwoli dalszą jazdę w kierunku Bydgoszczy. Między Piłą a Bydgoszczą moja trasa prowadzi w sąsiedztwie linii kolejowej, więc w każdej chwili będę mógł zjechać na stację. Wyruszam przed 8.00 zaraz po śniadaniu, ze względu na towarzyszące mi bóle głowy na długich trasach postanawiam dziś zmienić nieco sposób żywienia na trasie. Aby wykluczyć, że bóle głowy są spowodowane brakami żywieniowymi, nastawiam się na produkty dobrze i szybko przyswajalne. Na śniadanie duża miska musli z mlekiem, banan i napój multiwitaminowy z minerałami (magnez, sód, potas) rozpuszczony z tabletki musującej. Na trasę zabieram musli wymieszane z jogurtem 330ml kanapki z serem i wędliną wodę i suche musli do tego tabletki rozpuszczalne - witaminy z minerałami. Zaraz po wyjeździe czuje na tyłku km-y z ubiegłych dwóch dni, na dodatek fatalny asfalt tuż za Stargardem powoduje, że każdą nierówność odczuwam na siodełku ze zwielokrotnioną siłą. Rozkręcam się na dobre po jakiś 20 km i spokojnie jadę aż do Drawna gdzie na 50km robię pierwszy postój na kanapkę i dwa banany, rozpuszczam tabletkę, aby dostarczyć niezbędnych minerałów.
Ruszam dalej, kolejne km-y mijają wiatr delikatny z kierunku północny-zachód w ogóle mi nie przeszkadza, a czasami pomaga. Dobrze już znanymi mi drogami docieram do Tuczna, gdzie robię kolejny postój 30 min i posilam się musli z jogurtem. Chwile odpoczywam na ławeczce przy Zamku i ruszam dalej. Kondycja dopisuje chodź odzywa się stłuczone kolano uniemożliwiając mi na resztę trasy podjazdy na stojąco. W Rusinowie szybkie lody w przydrożnym sklepie i dalej w drogę. Pokonuję kolejne podjazdy przed Piłą mieląc na siedząco i docieram pod dworzec. Krótki postój na kanapkę i banany + tableta i decyzja, że ruszam dalej w drogę nie mając pewności na ile bolące kolano pozwoli mi jeszcze pojechać. Póki co jest OK, głowa w porządku jedna dolegliwość to kolano no i bolący tyłek. Kolejne km-y to również dobrze mi znane nadnotecie z przepięknymi krajobrazami, łąki ciągną się nieskończenie aż po sam horyzont. Uwielbiam te okolice. Jadę dalej mijam kolejne miejscowości kondycja cały czas OK a w nogach jest moc. Podczas jazdy po równym jak stół asfalcie słyszę charakterystyczny brzdęk spoglądam na tylne koło i widzę, że pękła szprycha. W Osieku przystaje na 10 min, kupuję czekoladę mleczną, którą konsumuję niemal w całości i przegryzam suchym musli popijając wodą. 200km wybija na liczniku zakładałem, że cała trasa wyniesie jakieś 230km jednak już wiem, że będzie trochę dalej niż sądziłem. Mijam Samostrzel i zjeżdżam na szutrowy odcinek do Łodzi (Łodzia) tutaj kawałek asfaltu przez Anieliny i znowu szuter i czasami kopny piach aż do oczyszczalni w Bielawach pod Nakłem. Przejeżdżam przez Nakło i dalej przez Potulice rozkręcam się do 25-28km/h, aby zdążyć przed zmrokiem do domu. Tyłek daje o sobie znać na tyle, że za każdym razem jak podnoszę się z siodła czuje się jakbym trafił do raju :-). Do Bydgoszczy docieram około 21.00 i zaskakuje mnie dobre samopoczucie. Mam nadzieję, że ta trasa pomogła mi poznać na tyle swój organizm, aby wiedzieć na przyszłość jak się żywić podczas długich wyjazdów.
PODSUMOWANIE: 3 dni i ponad 500km na siodełku, coś czuję ze wcześniej jak we środę nie usiądę na rower ;-)
W zeszłym roku zachwyciła mnie Puszcza Bukowa, więc i tym razem postanawiam się przejechać w te rejony, tym bardziej, że i tak mam coś do przekazania znajomym na Os. Bukowym. Dziś pogoda jakby odrobinę lepsza niż wczoraj, wiatr już słabszy i będzie przeszkadzał nie więcej niż przez połowę trasy, gdyż dzisiaj pętelka tam i z powrotem. Wyjeżdżam kierując się na zachód, od granicy miasta jadę asfaltową ścieżką dobrze znaną mi z dzieciństwa prowadzącą nad jezioro Miedwie. Szybko mijam kolejne miejscowości na trasie - Morzyczyn, Jęczydól i Kołbacz gdzie mieści się okazałe opactwo Cystersów, którego budowę rozpoczęto w 1210, a ukończono po ponad 130 latach, w 1347 roku. Niedawno odbudowano widoczną na poniższej rekonstrukcji wieżę.
Dalej w Starym Czarnowie odbijam w kierunku puszczy, kilka podjazdów i jestem w Puszczy Bukowej. Otaczają mnie buki tworzące szczelną kopułę nad droga na tyle, że nie docierają tutaj promienie słoneczne. Jest chłodno wilgotno i bardzo przyjemnie jak na tę porę roku. Całą drogę przez puszczę towarzyszy mi charakterystyczny zapach wilgotnego lasu oraz wąwozy i parowy dodające temu miejscu szczególnego klimatu. Polecam to miejsce jako perłę Ziemi Szczecińskiej.
Docieram na najwyższy punkt w regionie – Bukowiec 148m n.p.m. i stąd długim zjazdem pędzę coraz szybciej w dół czując na twarzy przyjemne wilgotne chłodne powietrze. Wyjeżdżam z puszczy w dzielnicy Szczecin Podjuchy, gdzie zatrzymuję się po wodę i kupuję big milka. Postanawiam kontynuować jazdę z lodem w jednej ręce i drugą ręką na kierownicy. Stary wyboisty bruk zmusza mnie do zjechania na chodnik gdzie jazda jest przyjemniejsza. Na najbliższym skrzyżowaniu zjeżdżając w krawężnika w placek piachu wypłukanego z pobocza, przednie koło traci przyczepność uślizgując się w bok, a ja łapię widowiskową glebę panierując loda w tymże piachu. Na szczęście nic sobie nie zdarłem i nie uszkodziłem, jedynie trochę stłukłem kolano. Szybko się pozbierałem i ruszam dalej przez miasto do znajomych, gdzie zostaję ugoszczony pysznymi kanapkami z pasta rybną. Po godzince spędzonej na pogaduchach ruszam dalej w kierunku centrum nową ścieżka, na którą miasto wydało 13mln zł. Większość trasy pokrywa czerwona masa bitumiczna, na przejazdach wylana tak, że ścieżka dosłownie jakby była zgrzana z asfaltem ulic które przecina. Łagodny przejazd bez żadnego uskoku, gdzie czerwony kolor ścieżki gradientowo zmienia się w czarny asfalt robi na mnie duże wrażenie. Jednak w Polsce można robić dobrą infrastrukturę. Na trasie zamkowej wita mnie panorama Szczecina – miasta gdzie studiowałem i podjąłem pierwszą pracę. Szybka rundka przez centrum i wracam gdyż robi się już późno a rodzice pewnie będą czekać z obiadem. Możliwie najszybszą trasą kieruje się w stronę Stargardu, teraz już wiatr jest moim sprzymierzeńcem.
Napotykam kilka bydgoskich akcentów, a mianowicie jeżdżące po Szczecinie tramwaje SWING z bydgoskiej PESY.
Przez Płonię wylatuje na dwu-pasmówkę z szerokim asfaltowym poboczem, którym wygodnie jadę aż do Kobylanki gdzie wjeżdżam na asfaltową ścieżkę rowerową prowadząca aż do Stargardu.
Niemal identyczny wyjazd jak w zeszłym roku. Rano pakuję się do pociągu relacji Bydgoszcz Zachód - Piła Główna. Miłe zaskoczenie, że pojawiły się wieszaki rowerowe i tym razem po powieszeniu roweru mogłem wygodnie usiąść w przedziale obok.
Wysiadam w Pile na dworcu i czeka mnie tor przeszkód przez tunele podziemne aby wyjść do miasta. Po przetarganiu roweru po schodach chwilę przygotowuję się do jazdy i ruszam w trasę. Prognoza pogody niestety nie jest zbyt optymistyczna, bo na całej trasie spodziewany jest zachodni wiatr około 18km/h, czyli non-stop w w-mordę-wind. Trasą dobrze mi znana z zeszłego roku, więc spodziewam się serii podjazdów tuż za Piłą, chyba dzięki temu, że wiedziałem co mnie czeka poszło znacznie lepiej niż w zeszłym roku. Im wyżej tym coraz bardziej daje się we znaki wiatr spowalniając mnie do 16-18km/h. Po minięciu Gostomii zaczyna się leśny odcinek tutaj wiatr już tak nie hula jak na otwartych polach jednak cały czas prędkość jaką utrzymuję to niewiele ponad 20km/h. Mijam Tuczno i zjeżdżam na lokalne drogi kierując się w kierunku otuliny Drawieńśkiego Parku Narodowego. Mijam kolejne wsie gdzie czas jakby się zatrzymał, za Jeziorkami wjeżdżam na urokliwy leśny odcinek o zaskakująco dobrej nawierzchni i w locie cykam fotę.
Dojeżdżam do Krępy Krajeńskiej i tutaj na jakieś 8km kończy się asfalt, a zaczyna leśny szutrowy odcinek. Jak na leśną drogę jest wyjątkowo szeroka na tyle, że mogą minąć się dwa auta. Nawierzchnia utwardzona, więc spokojnie trzymam 20km/h klucząc między wszechobecnymi kałużami. Po prawej i lewej stronie co chwilę miejsca postojowe dla amatorów owoców runa leśnego, których i dzisiaj nie brakuje. Mijam leśniczówkę w Nowej Korytnicy, przy której funkcjonuje pole campingowe. Przepływająca w sąsiedztwie rzeka Korytnica przyciąga tutaj miłośników spływów kajakowych. Korytnica wpada w okolicach Bogdanki do Drawy, a cały ten rejon słynie ze świetnych warunków dla spływów kajakowych. Przed Niemieńskiem robię półgodzinny postój na posiłek, makaron z twarogiem i banan na deser.
Ruszam dalej i po chwili czuję jak tylne koło dobija do obręczy – złapałem gumę. Pierwszy raz przydarza mi się to na dłuższym wyjeździe. Zmieniam dętkę i po 15 min jadę dalej.
Wyjeżdżam z lasu na otwarte przestrzenie, gdzie wiatr skutecznie przypomina o sobie. Kręcę dalej przez Drawno w kierunku Choszczna, na tym odcinku parę większych podjazdów wyciska ze mnie ostatnie siły dobrze, że od Drawna jadę w osłonie lasu, który umniejsza działanie dokuczliwego wiatru. Jadę dalej, mijam Choszczno, Piasecznik i wjeżdżam na najgorszy fragment trasy o asfalcie w fatalnym stanie. Trzęsie tak mocno, że z przyjemnością wspominam szutrowy leśny odcinek sprzed około 30 km. Pojawia się ból głowy, którego przyczyny znowu nie potrafię zidentyfikować. W Witkowie dookoła pola i otwarte tereny gdzie wiatr dudni na całego ostatnie kilkanaście km jadę w istnych męczarniach katując się do granic wytrzymałości. Podjazd na wiadukt nad drogą S10 na wjeździe do Stargardu pokonuję na młynku z prędkością pieszego. Jeszcze kilka km i będę w na miejscu, w mieście dojeżdżam do ulubionej lodziarni przy al. Żołnierza gdzie serwują najlepsze lody włoskie. Posilam się dużym śmietankowym i spacerowym tempem docieram do celu ujechany na maxa.
Cała trasa to seria zjazdów i podjazdów praktycznie ani kawałka po płaskim. Często przydawało się najbardziej miękkie przełożenie 26x32 przy podjeżdżaniu górskich serpentyn.
Rower to mój styl życia ;-)
Co mnie kręci:
- dynamiczna jazda gravelem po szosach i szutrach.
- techniczna jazda krętymi singlami w terenie 29er'em.
- turystyka rowerowa, czyli jazda z sakwami i biwakowanie na łonie natury.