BB Tour - Bydgoszcz - Bałtyk
Jako, że sprzęt biwakowy leży już zakupiony to postanowiłem go przetestować przed wyprawą wybrzeżem.
Cel - Stegna z dwóch powodów, bo najbliżej i nigdy nie byłem nad morzem z tej strony wybrzeża.
Wyruszam przed 10:00 trochę późno, lecę dobrze znaną mi trasą do Dobrcza i dalej do Pruszcza, od tej pory jadę nieznanymi mi trasami. Bardzo urokliwie jedzie mi się do Drzycimia, z którego wyjeżdżając, orientuje się, że pomyliłem trasę. Przystaje na chwilę sprawdzam mapę GPS i faktycznie trzeba zawrócić. Zjeżdżam przy okazji na sik-stop po chwili ruszam i słyszę coś obciera w tylnym kole, zatrzymuję się i oczom nie wierzę. Pękł boczny kord opony, przez który wyjrzała dętka w postaci wielkiego bąbla. Chcę szybko spuścić powietrze, aby uratować dętkę, ale gdy tylko złapałem za zawór i ta strzela. Myślę sobie że to koniec wycieczki pierwsza myśl, żeby wezwać "wóz techniczny", który zabierze mnie do domu. Ale przychodzi druga myśl, jest sobota, jeszcze wcześnie może jest w Drzycimiu jakiś sklep rowerowy? Wracam z buta do Drzycimia, widząc kogoś na posesji pytam, czy wie czy jest sklep rowerowy? Okazuje się, że jest, uff jest szansa. Docieram do centrum miasteczka, jest przed 13:00, pytam o sklep rowerowy słyszę, że rowerów to nie ma, ale części są w przemysłowym, który właśnie minąłem. Podchodzę pod drzwi sobota czynne do 12:00 zamknięte. Rozglądam się i widzę na drzwiach jest tabliczka z tel. do właściciela dzwonie ... serce bije szybciej ... odbiera miła Pani, tłumaczę, że jestem rowerowym turystą, że pękła mi opona i utknąłem w Drzycimiu i pytam czy może mają opony. Okazuje się, że mają i że za chwilę podjedzie mąż-właściciel. Po 10 min podjeżdża miły Pan i otwiera sklep oraz pyta o rozmiar, wychodzi z oponą inkasuje 24zł, moje szczęście nie zna granic. Żegnam miłego Pana dziękując mu ze wszech miar.
Składam koło i śmigam dalej w drogę.
Tydzień temu założyłem błotniki i zmieniłem opony na węższe 28x1.40, które nabyłem razem z zimówką i w której przełożyłem opony na zimowe kolcowane, a te wisiały na gwoździu. Widocznie musiały mieć już swoje lata. Dobrze, że stało się to teraz a nie na dłuższym wyjeździe.
Osie i złamana oś© alex
W Osiu zatrzymuję złapać oddech i ochłonąć z wrażeń, posilam się i dalej w drogę.
Za Osiem w kierunku Łubów spodziewam się schronienia od palącego słońca na leśnym odcinku drogi. Widzę znak "Uwaga zmiana nawierzchni" i już mnie to martwi, złe przeczucia się spełniają w postaci najgorszego rodzaju ostrego bruku. Telepie mną na maxa, szukam kawałka równego to z prawej to z lewej ale gdzie bym nie jechał zjeżdżając z bruku tonę w piachu.
Bruk na odcinku Osie-Łuby© alex
Dojeżdżam do granicy województwa i przychodzi wybawienie, asfalt!
Kiepskiej jakości, ale i po tych blisko 10 km wydaje się gładki jak stół.
Cisnę dalej, bo już czuję, że z czasem jest nie najlepiej. Przystaje w sklepie uzupełniam wodę, posilam się i dalej. Przez Skórcz w kierunku Tczewa. Za sobą widzę nadciągające ciemne chmury wiem, że ulewa mnie nie ominie. Przejeżdżam przez Tczew i wspaniały most przez Wisłę (zamknięty dla ruchu).
Most w Tczewie© alex
Zjeżdżam z mostu i już wiem, że ulewa wisi w powietrzu. W Lisewie Malborskim uzupełniam w sklepie wodę, na przeciw jest wiata autobusowa przestronna duża murowana. Chowam się przed burzą. Po 15 min oglądam odchodzące chmury, znacznie się ochłodziło i zrobiło się dużo przyjemniej. Ostatnie 45 km to jazda na granicy burzy co chwilę wjeżdżam w strefę deszczu, zwalniam i deszcz mija i tak w kółko. W Trępnowach widzę skutki nawałnicy. Połamane konary drzew, które miejscowi usuwają pilarkami i od razu ładują jako drewno opałowe na przyczepki. Zapada zmierzch i robi się ciemno, od dłuższego czasu jadę z zamontowanymi światłami. Przed samą Stegną dopada mnie ulewa jadę kilka km w deszczu i chowam się pod parasolami przy jakieś restauracji. Już tutaj urządzam sobie kolację z tego co pozostał jeszcze w sakwie. Po 10-15 minutach jest już po deszczu. Ruszam dalej wjeżdżam do centrum i kieruję się w kierunku Campingu. Zauważam otarty sklep (jest już prawie 22:00) dokupuję wodę coś do jedzenia i piwo na dobry sen.
Znajduję kamping i dokręcam jeszcze do równych 200km.
Melduje się na kampingu, szukam miejsca rozbijam namiot wypakowuję i idę pod wymarzony prysznic. Idę przywitać się z morzem w którego towarzystwie raczę się złocistym trunkiem. Wracam i kładę się spać. Ponieważ kamping jest prawie przy samym morzu zasypiając słyszę szum fal.